Kanka is built by just the two of us. Support our quest and enjoy an ad-free experience — for less than the cost of a fancy coffee. Subscribe now.

  1. Journals

Dziennik Eriki

Pamiętnik
March 1, 2021

Jolo opuszcza chatę guślarza i poszukuje paproci wielkanocnej aby dostarczyć ją do karczmarza wioski Eisental, który wyznaczył za nią nagrodę. Poszukując paproci Jolo natrafia na Yarlan - uczennicę zielarki - poznaną jeszcze za czasów odbywania praktyk u Mistrza Shaibela. Los splótł drogi tych kobiet nieprzypadkowo. To właśnie Yarlan pomaga Jolo odnaleźć paproć wielkanocną (potocznie nazywaną "niebieską paprotką") i dostarczyć ją do karczmarza krasnoluda.  Znajomość wyceny pozwala Jolo na zdobycie kilku dodatkowych srebrników od skąpca a także zapewnia bezpłatny posiłek i nocleg. Już drugiego dnia swojej "wyprawy" Jolo spławia jednego z wielu adoratorów i razem z Yarlan przysiada się do stolika trzech nieznajomych jegomościów, którzy poszukują kogoś "kto zna się na ziołach". Na szczęście Mistrz Shaibel nauczył Jolo o nich co nieco.

Otto, Gilbert i Archibald przedstawili swoją ofertę - 2 korony w zamian za przewodnictwo podczas  wyprawy w poszukiwaniu bestii (Gryfa), który kradnie miejscowe bydło. Podróż będzie długa, bowiem kryjówka gryfa najprawdopodobniej mieści się w Górach na Krańcu Świata.  Jolo zdobywa informacje na temat ekwipunku jaki jest potrzebny do wyprawy i razem z Heroldem Urbanem wyrusza do miasta aby zakupić najpotrzebniejsze rzeczy.  W międzyczasie Urban proponuję dziewczynie naukę zawodu Herolda, naukę sztuki pisania i czytania oraz podróż do stolicy Kapitolu.  Jolo sama jeszcze nie wie co zrobi  i  jaką decyzję podejmie. W wędrówce towarzyszyć ma jej Yarlan, jednak dziewczyna jest bardzo skryta i Jolo nie jest pewna czy może jej w pełni zaufać.

Po powrocie nie wiadomo skąd Yarlan jest jakby odmieniona. Wcześniej małomówna i skryta dziewczyna ma mnóstwo pytań i jest niemal bezczelna w swoim zachowaniu szczególnie wobec Archibalda i Jolo.  Ta ostatnia nie wie co o tym sądzić i próbuje wykorzystać to, że Yarlan i Archibald pochłonięci są rozmową.  Wchodzi na górę karczmy aby przeszukać pokoje w poszukiwaniu drobnych monet tudzież innych przydatnych rzeczy, jednak nic nie znajduje. Niefortunne spotkanie Archibalda wyprowadza dziewczynę z równowagi, jednak nie daje tego po sobie poznać i mężczyzna niczego nie podejrzewa. Następnego dnia o świcie, jak to zostało ustalone wcześniej, wszyscy spotykają się przed gospodą i rozpoczyna się wędrówka w nieznane, wędrówka w poszukiwaniu gryfa.  W drodze drużyna, o ile tak można nazwać  grupę nieufnych wobec siebie jegomościów, próbuje lepiej się poznać. Jolo w duchu zadaje sobie pytanie - czy te rozmowy rzeczywiście mają służyć czemuś dobremu, czy może tak naprawdę mają ujawnić jej słabości i doprowadzić do klęski. 

W lesie Yarlan zauważa niespotkane dotąd przez żadnego podróżnika skarby.  Jako, iż śladom towarzyszą liczne plamy krwi znajdujące się na liściach drużyna postanawia sprawdzić co się za nimi kryje. Podróżnicy zauważają ognisko i jakieś istoty zgromadzone wokół niego. Niestety odległość dzieląca dwie grupki jest zbyt duża i Jolo wraz z Yarlan podchodzą bliżej, aby później przekazać pozostałym z kim mają do czynienia. Niestety plan zakończył się niepowodzeniem. Dziwne, niskie stworki o czerwonych oczach i paskudnych, ostrych zębach zauważają nieproszonych gości i zaczynają atakować. Dziewczyny wracają do reszty drużyny i zaczyna się walka.

Okazało się, że stworków było więcej niż początkowo się wydawało. Jolo i Yarlan widziały tylko trzy stworzenia. W rzeczywistości przy ognisku odpoczywało aż dziewięć snotlingów. Wszystkie jak jeden mąż rzuciły się na drużynę. Część z towarzyszy prosiła bogów o pomoc i została wysłuchana, jednak Archibald przypłacił to paskudną raną, z której przez całą bitwę wypływała krew. Osłabiony oprych nie dał po sobie poznać, że jest osłabiony i podobnie jak Gilbert ranił, ciął, siekał, słowem zabijał wrogów. Reszta drużyny również rzuciła się towarzyszom na pomoc i raniła a nawet czasem zabiła jakiegoś stwora. Kobietom nic się nie stało, poza kilkoma drobnymi ranami. Podobnie Gilbert i Archibald wyszli jako tako cali z tej potyczki. Niestety Otto nie miał tyle szczęścia. Kiedy wydawało się, że jeden ze snotlingów jest już na skraju wyczerpania i że wystarczy tylko jeden celny cios, aby zakończyć jego żywot nagle w stwrzeniu obudziły się nowe pokłady energii. Trafił Ottona tak celnie i tak raptownie, że ten nie miał szans uniknąć ciosu. Ostrze rozcięło trzy palce studenta. Niestety rana okazała się być bardzo paskudna. Pod koniec potyczki na polu bitwy pojawiła się elfka o imieniu Meymamze (popraw xD), która pomogła w zabiciu stworków. Jak się później okazało M. była na usługach imperium i śledziła snotlingi, żeby wyciągnąć z nich pewne informacje. Nigdy dotąd nie zdarzyło się, żeby te stworzenia i istoty im podobne przekroczyły Góry Krańca Świata. Elfka pragnęła przesłuchać ocalałych, jednak Archibald licząc na nagrodę, którą mógł uzyskać za głowy potworów, zdawał się nie słyszeć jej słów i biorąc swój potężny topór odciął kreaturom głowy. 

Następnie wszyscy udali się do Mistrza Shaibel'a, który miał pomóc Ottonowi i reszcie towarzyszy dojść do zdrowia. Rana studenta jak się okazało była tak głęboka, że guślarz nie był w stanie nic zrobić. Jedynie chirurg mógł coś zdziałać. Pozostałym udało się udzielić pomocy. Jolo, będąc u Mistrza odwiedziła jego ogródek, w którym trzymał wiele leczniczych ziół i część z nich spakowała do swojego plecaka. Natknęła się również na łapę bazyliszka, którą także wrzuciła do swojej torby. W trakcie spotkania Shaibel poprosił Jolo o oddanie mu jednej z głów snotlingów na co kobieta chętnie przystała, w końcu Mistrz pomógł im wszystkim dojść do siebie. Dziewczyna nie przewidziała jednak reakcji Gilberta, którego rozwścieczyło zachowanie dziewczyny i który oznajmił, że oddała swoją część nagrody. Jolo również bardzo zdenerwowała się tą sytuacją. Wszyscy przenocowali u Shaibel'a. Tej nocy jedna osoba niepostrzeżenie opuściła chatę guślarza, zabierając ze sobą dwie głowy pokonanych stworzeń. Była to M. Gilbert kipiał ze złości z takiego obrotu sprawy. Pozostali byli zbyt zajęci innymi sprawami, żeby się tym tak mocno przejmować. Wszyscy udali się do karczy, gdzie czekał Urban, tak jak obiecał. Kiedy Jolo po krótce opowiedziała mu o zdobytych trofeach wyszedł. Po chwili wrócił i oznajmił, że udało mu się je sprzedać po 1 złotej koronie za sztukę. Gilbert wkurwił się na maksa. W międzyczasie do drużyny przysiadło się dwóch jegomościów. Rozmowa trwała bardzo krótko, gdyż wszystkich zaciekawił i przeraził jednocześnie krzyk jednego z chłopów. Głos dobiegał z lasu mieszczącego się nieopodal karczmy. Echem bardzo wyraźnie niosły się dwa słowa: "uciekajcie! potwory!".

Nie udałoby nam się przeżyć gdyby nie waleczna postawa Everilda, Archibalda, nieznajomego Podróżnika a także trzech jegomościów, którzy pokonali bestie kiedy my skryliśmy się w karczmie. Objęłam dowodzenie po tym jak Gilbert uciekł i ogólne morale spadły. Potworów była cała masa. Wybiegły niespodziewanie z lasu. Były wśród nich snotlingi, gobliny, orkowie a także potwór, który górował nad innymi - nie mam pojęcia co to było. Gdyby nie pomoc Wendelina i jego towarzyszy byłoby po nas. A w zasadzie i tak jest po nas, po moich rodzicach i po Mistrzu. Potwory biegły ze znajomego kierunku. Mogłam domyślić się, gdzie były najpierw, ale pojawiły się tak nagle, że nie przyszło mi to do głowy.  Teraz już wiem, że moją Matkę rozpruły mieczem a Ojca przebiły włócznią, Mistrz z kolei zginął ciśnięty o ścianę przez największą z bestii. Wiem, że się bronili, że byli dzielni i że dali z siebie wszystko. Zabrakło szczęścia. Gdybym wiedziała co się dzieje przybyłabym z pomocą. Ale skąd miałam niby wiedzieć? Mogłam się domyślić, że to głos Mistrza, ale skąd takie istoty w naszych stronach? Uratowałam wszystkich, którzy walczyli w karczmie i przed nią. Everild zniknął, ale jego ciała nie znalazłam, więc z pewnością przeżył. Trudno się dziwić, walczył najlepiej z nas i gdyby nie on... Zresztą jakie to ma znaczenie. Uratowałam tych, którzy nic dla mnie nie znaczyli, a najważniejszych nie zdążyłam. Został mi tylko sztylet, którym Ociec skrócił swoje cierpienie i spinka po Matce. Nic więcej. Jestem zła, wściekła, bezsilna. Muszę zaopiekować się rodzeństwem, ale jak to zrobić kiedy płonie we mnie rządza zemsty...?