Opis zajścia wygłoszony przez Clausa do Josuy.
Przyszli do nas jak rozbilismy już obozowisko i zaczynało zmierzchać. Co było dość osobliwe, bo weszliśmy w las daleko od traktu. Mieliśmy ruszyć o zmierzchu tak, by dotrzeć do miasta przed południem. Żeby nasz marsz widziało całe świętujące miasto... A obóz rozbilismy tak daleko bo Twoi rodzice tak postanowili. Wiesz jak nas traktują w imperium...
Na początku podszedł tylko jeden. Był w kapturach jak pozostali, dziwna zgraja. Rozmawiał chwilę z Bagińskimi, weszli do namiotu na kilka oddechów. A potem przyszli i pozostali. Żaden z nich nie zdjął kaptura. Usiedliśmy przy ognisku, oni między nami. Nie wiem nawet kiedy się zaczęło...
Nagle zaczęli się szybko ruszać. Dwóch z nich doskoczyło do nas. Naszej czworki i Bexhtolda. Jeden z nich kazał nam uciekać. Mieli wyciągniętą broń, a my nie zdążyliśmy chwycić swoich. Widziałem jak rzucali się na innych, ale chyba nie polała się krew. Uciekliśmy, my w stronę miasta, a Bechtold w kierunku Twoich rodziców.
Biegliśmy ile sił by wezwać wsparcie. A gdy przybyliśmy to trafiliśmy tutaj. Kazali nam czekać. I tak czekamy. Nie spaliśmy. Nic nie jedliśmy. Jesteśmy zmęczeni, ale nie wiemy co się stało z resztą...
Po dalszej dyskusji Claus przyznał, że moze nieznajoma grupa chciała się pozbyć z obozowiska ludzi. Nie wiedział jednak dlaczego mieliby tak postąpić.